niedziela, 26 grudnia 2010

W świecie silnych kobiet


 „Mam w domu fajne, mądre baby, które są dla mnie wielkim wsparciem. Uwielbiam je!” – tak Małgorzata Foremniak mówi o swoich córkach Oli i Milenie. Do tej pory nie chciała o nich opowiadać. Dla „Gali” zrobiła wyjątek. Razem z córkami wyjechała zdobywać tajemniczą Norwegię. Tam, z dala od codzienności, znalazły czas, żeby razem pogadać, pośmiać się, czasem popłakać. Trzy silne, mądre kobiety spragnione życia. TAKIEGO WYWIADU JESZCZE NIE BYŁO!
GALA: W jakim momencie życia jest Pani teraz?

MAŁGORZATA FOREMNIAK: Nigdy nie dzieliłam życia na przed czy po. Nie uznaję żadnych punktów zwrotnych. Myślę, że wciąż idę pod górę, gdzieś tam. A jaki będzie ten szczyt, dowiem się na koniec życia. Ostatnio słyszałam bardzo piękną francuską balladę. Są tam takie słowa: „Jeżeli odważymy się i uwierzymy w siebie, zaufamy życiu, to każde źródło, każdy strumień doprowadzi nas do morza”. Trzeba zaufać energii życia. To jest potężna niewidzialna siła.

GALA: Medytuje Pani?

MAŁGORZATA FOREMNIAK: Zawsze w ruchu. W każdej chwili staram się być świadoma tego, co robię. Być w tym momencie, który właśnie trwa. Jak coś robię, to zawsze totalnie. Teraz pijemy zieloną herbatę i to też jest medytacja. Jesteśmy tu i teraz. Skupiamy się na tej właśnie chwili. Osadzamy się w rzeczywistości, w której naprawdę jesteśmy.

GALA: To bardzo trudne.

MAŁGORZATA FOREMNIAK: Dlatego większość ludzi śpi. Lawina myśli, która stale przechodzi przez naszą głowę, ciągle nas oddala od chwili, w której jesteśmy. Największą sztuką jest umiejętność bycia w realnej rzeczywistości, odczuwania jej. Dotknięcia chwili. Najczęściej żyjemy przeszłością lub przyszłością. Zamartwiamy się o coś, co być może przyjdzie za miesiąc, kwartał czy rok. Albo obwiniamy się za coś, co było. Zauważyła pani, jak mało wiemy o sobie, kim naprawdę jesteśmy? Określamy siebie według punktu widzenia innych ludzi. Rodziców, nauczycieli, męża, dzieci, znajomych. Widzimy siebie ich oczyma. Robimy to, czego inni od nas oczekują. Odrzucamy własne pragnienia. A często ich nawet nie znamy. I zaczynamy się w sobie dusić.

GALA: Zawsze przy podejmowaniu różnych decyzji stara się Pani słuchać intuicji. Jak do niej dotrzeć?

MAŁGORZATA FOREMNIAK: Trzeba postarać się odłożyć emocje, wyłączyć rozum. I poczuć nasz wewnętrzny głos. Zadawać mu ciągłe pytania: „Czego ja tak naprawdę chcę?”. Odpowiedź przychodzi jakby organicznie. Czujemy to „coś”, co komunikuje się z nami całym ciałem, wszystkimi zmysłami. Pytam: „Czy powinnam podjąć taką decyzję, czy mam w to wejść?”. I jeżeli czuję opór, to dalej pytam: „Co się pod tym oporem kryje?”. Może to nie jest moja wola, tylko zachcianka, chwilowa potrzeba albo słabość.

GALA: Ale opór może też wynikać ze strachu.

MAŁGORZATA FOREMNIAK: To zadajemy pytanie: „Co się kryje pod tym strachem?”. Cały czas trzeba sobie stawiać pytania i rozmawiać ze sobą bardzo szczerze. To tylko na początku jest trudne.

GALA: Powiedziała Pani kilka miesięcy temu: „Nawet gdyby przejechał po mnie czołg, wstałabym, otrzepała się i poszła dalej”. Zawsze Pani taka była?

MAŁGORZATA FOREMNIAK: Tak, mam to po mamie. To bardzo silna, twarda kobieta. Jest jak forteca. Moja mama zawsze mi mówiła: „Małgosiu, pamiętaj, świat jest do zdobywania”. Jestem jej za to bardzo wdzięczna. Ale w którymś momencie ta siła przeszkadzała mi w życiu. Była źle przeze mnie używana, bo brałam na siebie za dużo. W moich związkach to ja byłam motorem. Przejmowałam czyjeś problemy, uważałam, że powinnam je rozwiązać. Siebie odkładałam na potem. Myślałam, że jestem tak silna, że ze wszystkim sobie poradzę. Dziś wiem, że to był błąd. Musimy nauczyć się szanować własną przestrzeń i umieć ją zakreślić wobec drugiej osoby.

GALA: Jeżeli tego nie robimy, czujemy się wykorzystane.

MAŁGORZATA FOREMNIAK: Ja może nie czułam się wykorzystana, ale na pewno zmęczona. Kobiety, niestety, często dużo biorą na siebie. Najpierw jest mąż, dzieci, praca, a my na szarym końcu. Potem cierpimy, czujemy się wyprute.

GALA: Kiedy Pani sobie powiedziała, że ważne są też Pani potrzeby?

MAŁGORZATA FOREMNIAK: Taki moment zazwyczaj przychodzi, gdy zaczynamy dochodzić do ściany. Dociera do nas, ile dajemy, a ile dostajemy. To moje ciągłe bycie samarytanką i surogatką skończyło się. Powiedziałam: „Już nie chcę, koniec”. Zrozumiałam, że muszę nauczyć się asertywności.

GALA: I dalej się Pani uczy?

MAŁGORZATA FOREMNIAK: Myślę, że już się nauczyłam. Wiem, czego chcę i co mogę dać z siebie, żebym w związku była całością, nie traciła czegoś, co jest dla mnie ważne. Wbrew pozorom to nie jest egoizm, tylko wielka uczciwość wobec siebie i mojego partnera. Im więcej daję sobie, tym więcej mogę zaoferować drugiej osobie. Kiedy zaczynamy czuć swoją wartość, własną moc życie wokół nas zaczyna się oczyszczać. Z ludzi, którzy nie byli wobec nas szczerzy, z sytuacji, które nam nie służyły.

GALA: A gdybyśmy teraz cofnęły się w czasie… Kiedy zdawała Pani na studia i przyjechała do Łodzi z Jedlińska, małej miejscowości pod Radomiem, czuła Pani wtedy swoją wartość?

MAŁGORZATA FOREMNIAK: Byłam przerażona. Pamiętam, że przyjechałam złożyć papiery i na korytarzu zobaczyłam Czarka Pazurę i Wojtka Malajkata. Wychodzili w kostiumach z jakichś zajęć. Byli tacy pełni energii, fajni, rozedrgani. Patrzyłam na nich i ten świat wydawał mi się totalnie odległy. Ale po chwili powiedziałam sobie: „A dlaczego ja nie mogę spróbować? Czym ja się od nich różnię?”.

GALA: Wtedy poczuła Pani własną siłę?

MAŁGORZATA FOREMNIAK: Tak. A drugi ważny moment przyszedł po pierwszym roku studiów. Oblałam kilka przedmiotów i szykowałam się na egzamin poprawkowy we wrześniu. W wakacje pojechałam na obóz jeździecki, spadłam z konia i złamałam kręgosłup. Ponad trzy miesiące chodziłam w gipsie od szyi po pachwiny. Nie mogłam się umyć, ubrać, całkowicie byłam zdana na pomoc mamy. Ale ten czas niesamowicie mnie wzmocnił. Pamiętam, jak stanęłam przed komisją egzaminacyjną tuż po zdjęciu gipsu. Miałam wybrany fragment prozy Zofi i Nałkowskiej o kobiecie dojrzałej, która budzi się rano i uświadamia sobie, że to już nie jest to ciało, ta energia. Zaczyna przychodzić świadomość, że coś się bezpowrotnie skończyło. Pierwsze przebłyski przemijania czasu. Stałam przed tą komisją i pomyślałam, że się nie boję. Nie zdam to nie zdam. I cóż z tego? Dotarło do mnie, że mogłam być kaleką. Groził mi przecież wózek inwalidzki. A wyszłam z tego. Bardzo mocno wtedy poczułam, że najważniejsze jest samo życie. Że wszystko można w nim zrobić, wiele rzeczy zmienić. Strach zamienił się w siłę.

GALA: Następny przełomowy moment, kiedy zdecydowała się Pani przyjechać z Radomia do Warszawy z trzyletnią córeczką, bez pieniędzy, w trakcie rozwodu.

MAŁGORZATA FOREMNIAK: Mogłam po rozwodzie mieszkać z rodzicami, grać w Radomiu w teatrze i budować tam swoje życie. Ale los dał mi możliwość wyboru. Dostałam wtedy rolę w serialu „Bank nie z tej ziemi” i zaryzykowałam. Byłam w takiej determinacji, że po latach samej trudno mi było uwierzyć, że to zrobiłam.

GALA: Bała się Pani?

MAŁGORZATA FOREMNIAK: Bardzo, nie wiedziałam, jak to będzie, czy sobie poradzę. Dziś już wiem, że kiedy człowiek się boi, trzeba zgodzić się na ten strach, dopuścić go do siebie, oswoić, poprzyglądać mu się. I wtedy przestaje nas obezwładniać. Życie jest ciągłym ruchem. Zdarzenie, które wydaje nam się końcem świata, może być wspaniałym początkiem. Pamiętam, jak moja koleżanka strasznie kiedyś przeżywała, że zwalniają ją z pracy. Powiedziałam jej: „Wyobraź sobie, że otwierają się przed tobą nowe drzwi. Spotkamy się za rok, a ty będziesz miała inną pracę, znajomych, będziesz w innej rzeczywistości. Znajdź w tym jasną stronę”.

GALA: I udało jej się?

MAŁGORZATA FOREMNIAK: Tak, bo poznała dzięki temu swojego mężczyznę (śmiech). Dziś mówi: „Jak to cudnie, że ktoś mnie wtedy odstrzelił, bo nigdy nie byłabym w tym miejscu”. Wiem, że trudno tak myśleć, gdy wali nam się cały świat.

GALA: Czasem myśli Pani, że nie da rady?

MAŁGORZATA FOREMNIAK: Już nie. Ale czasem przychodzi myśl: „Już nie mam z czego czerpać siły”.

GALA: A co daje Pani siłę?

MAŁGORZATA FOREMNIAK: Miłość. Pełna, dojrzała, mądra relacja, w której spotyka się dwoje ludzi, którzy są całością. Dzielenie życia z kimś na wielu poziomach porozumienia jest bezcenne. Druga osoba może być cudownym dopełnieniem. To wielka przyjemność, kiedy jest obok nas człowiek, który ma swoją przestrzeń, swoją niezależność. I razem tworzymy prawdziwy partnerski związek. Pełna komunia między mężczyzną a kobietą. Nieprawdopodobną siłą są też dzieci, praca. Wszystkie rzeczy, które nas wypełniają.

GALA: Coraz więcej z nas żyje w pojedynkę. Wierzy Pani w szczęśliwych singli?

MAŁGORZATA FOREMNIAK: Nie wierzę. Znam singielki, które mówią, że wreszcie nikt nie będzie im niczego narzucał, nie będą robić czegoś, czego nie chcą. Ale te odpowiedzi świadczą o niedobranych i niezrealizowanych związkach. Myślę, że bardzo ważna jest wymiana emocji i uczuć między kobietą a mężczyzną. Kiedy tego nie ma, zaczynamy tworzyć jakieś substytuty. Możemy to robić genialnie, ale jednak dla mnie to są substytuty. Bo tylko z bliską osobą, którą dopuszczamy do naszego życia wewnętrznego, możemy poczuć pełnię życia. Nie zrobimy tego z najlepszą przyjaciółką, rodziną ani sami ze sobą. Siłą jest przytulanie, wzajemna polaryzacja. Przytulane dziecko dużo lepiej się rozwija. A dorosły człowiek jest takim samym dzieckiem, tylko trochę dłużej żyjącym, mającym inną świadomość. Nie wierzę, że komuś nie brakuje przytulania. Można to stłumić, schować głęboko, przykryć warstwą różnych środków zastępczych, tłumaczeń.

GALA: Samotność to jakby znak naszych czasów.

MAŁGORZATA FOREMNIAK: Uciekamy od innych, zaszywamy się w sobie. Boimy się otworzyć, zaufać drugiemu człowiekowi, bo tak naprawdę nie ufamy też sobie. Ale jeżeli zaufamy sobie, to, nawet jak ktoś nas zrani, nie załamiemy się. Będziemy portem dla samego siebie. Wojownikiem, a nie ofiarą.

GALA: Przeżyła Pani kilka lat temu nagłą śmierć pierwszego męża, ojca Oli. To taki czas, w którym trudno się nie załamać, iść dalej…

MAŁGORZATA FOREMNIAK: … Żałoba całej duszy… Wielka pustka… Najgorsza jest nagła śmierć, bo jeżeli jesteśmy przygotowani, ktoś choruje, myślę, że jest trochę łatwiej. Smutne, że współczesny człowiek wyrzucił zupełnie śmierć, nie rozmawiamy o niej, nie żegnamy ludzi, którzy odchodzą. A przecież śmierć jest częścią życia. To przejście z jednego stanu w drugi. Taką śmiercią bywa także rozstanie. Bo nagle zostaje wyrwana z nas jakaś część. Coś w nas umiera razem z odejściem ukochanej osoby. Dopiero po jakimś czasie jesteśmy w stanie normalnie funkcjonować.

GALA: Myśli Pani, że po rozstaniu jest błędem szybkie wchodzenie w następny związek?

MAŁGORZATA FOREMNIAK: Różnie to bywa. Życie jest wielką niespodzianką. Czasem zdarza się tak, że nagle poznajemy kogoś, kto otwiera nam totalnie świat. Ale czasem wpada się w te same schematy, dlatego warto jest przepracować lekcję bycia samemu.

GALA: Kilka razy kończyły się Pani związki. Miała Pani w sobie dalej siłę, czy osłabiało to Panią?

MAŁGORZATA FOREMNIAK: Miałam w sobie siłę, bo ja te związki przerywałam. Najważniejsza jest uczciwość wobec siebie. Trzeba mieć swój wewnętrzny dekalog. Jeżeli nie ma już uczuć, czujemy, że nic już sobie nie dajemy albo, że niszczymy siebie nawzajem, trzeba podjąć decyzję. Dobrze, jeżeli rozstajemy się spokojnie. Możemy na siebie popatrzeć, uśmiechnąć się i powiedzieć, że coś się skończyło.

GALA: Zawsze tak się Pani udawało?

MAŁGORZATA FOREMNIAK: Nie, przerobiłam już różne rozstania (śmiech). Ale zawsze byłam szczera wobec siebie. Nigdy nie okłamywałam siebie i partnera. Cóż z tego, że będziemy dalej w związku, który zaczął umierać? Co sobie wtedy fundujemy, jakie życie?

GALA: Często mówimy, że uczucie się wypaliło, ale będziemy ze sobą nadal, bo wspólne sprawy, dom, dzieci.
MAŁGORZATA FOREMNIAK: Kwestia wyboru, jak chcemy przeżywać życie. Ja chcę pełnokrwiście. Dla mnie bycie w związku, który powoli zaczyna być tylko układem, jest totalną porażką. Mam przecież jedno życie, dostałam określoną liczbę dni na tym świecie i dlaczego mam skazać siebie na życie w martwocie? Przecież to jest najnormalniejszy idiotyzm.

GALA: A że tak będzie lepiej dla dzieci?

MAŁGORZATA FOREMNIAK: Co będzie lepiej dla dzieci? Przecież dzieci wychowujemy nie tylko przez nasze słowa, ale przede wszystkim przez nasze wybory. Dzieci na nas patrzą, chłoną naszą energię. Albo w domu coś jest, albo nie ma. Prawdziwych relacji nie da się ukryć. Cóż moje córki, młode kobiety, mogą mieć ode mnie, dojrzałej kobiety, która jest do połowy martwa? Która nie emanuje energią? Chcę moje córki uczyć bycia w prawdzie, w zgodzie ze sobą. Nawet jeżeli jestem sama, to dziewczyny widzą, że jestem mocno osadzona w sobie. Nie kłamię, nie oszukuję, nie żyję w świecie pozorów.

GALA: Ma Pani takie poczucie, że wypuszcza w świat silne kobiety?

MAŁGORZATA FOREMNIAK: Tak, bardzo dużo przepracowałyśmy. Jestem dumna z moich córek. To bardzo dojrzałe emocjonalnie młode kobiety. Fajne, mądre baby mam w domu, które są dla mnie wielkim wsparciem. Uwielbiam je!

GALA: Mówiła im Pani o swoich problemach?

MAŁGORZATA FOREMNIAK: Wszystko, dokładnie. Nie ma między nami tematów tabu. Był taki moment, kiedy myślałam, że może za dużo im mówię. Ale skąd mają się uczyć o życiu, o słabościach, dylematach, wyborach? Teraz, kiedy one wchodzą w dorosły świat, mają swoje problemy, czerpią siłę również z tego, co działo się w moim życiu.

GALA: Ola nadal chce być psychologiem?

MAŁGORZATA FOREMNIAK: Studiuje psychologię i myślę, że jest naprawdę w tym dobra. Jednak, kim będzie, czas pokaże. Na pewno ma artystyczną duszę. Milena jest z kolei niesamowicie wytrwała, precyzyjna, bardzo chce poszerzać swoją wiedzę. Studiuje kosmetologię i myślę, że kiedyś kobiety będą chciały do niej przychodzić, nie tylko, żeby ładniej wyglądać, ale też być mądrze wysłuchane.

GALA: Ola zgrała razem z Panią w serialu „Hotel 52”. To tylko ciekawy epizod w jej życiu czy może początek czegoś nowego?

MAŁGORZATA FOREMNIAK: Nie wiem, jak się potoczą jej losy, co Ola wybierze. Byłam niesamowicie zaskoczona, że przyjęła propozycję. Kiedy producenci serialu zadzwonili do mnie, że widzą nas w roli matki i córki, powiedziałam: „Wątpię, żeby moje dziecko się zgodziło”. Ale spytałam ją. I usłyszałam; „A dlaczego nie?”.

GALA: Co jej Pani teraz radzi?

MAŁGORZATA FOREMNIAK: Zawsze mówię: „Olu, dokonasz wyboru, jakiego chcesz. Ważne, żebyś robiła to, co cię rozwija, w czym się wypełnisz”. Obu moim dziewczynom powtarzam: „Cokolwiek w życiu robicie, róbcie totalnie. Musicie być w tym doskonałe dla samych siebie”. Praca, która jest przyjemnością, daje nam energię, budzi do życia. Zawsze można być artystą, cokolwiek się w życiu robi.

GALA: Ponad osiem lat temu adoptowała Pani Milenę i jej młodszego brata Patryka. Mało kto decyduje się na wzięcie tak dużych dzieci. Jest Pani z siebie dumna?

MAŁGORZATA FOREMNIAK: Nie myślę tak, bo moje dzieci są dla mnie nauczycielami. Tę decyzję podjęłam z Waldkiem. Dziki był jak dąb, żelbetonowy most. Gdybym nie miała takiego partnera, nie zdecydowałabym się. W pierwszym okresie wychowywania dzieci, jak jedno z nas upadało, drugie je podnosiło. Teraz dzieci są ze mną, ale przez najtrudniejszą dżunglę przeszliśmy we dwoje.

GALA: Decyzję podjęliście intuicyjnie?

MAŁGORZATA FOREMNIAK: Zdecydowanie tak. Powiedzieliśmy sobie, że takie wyzwanie zostało postawione na naszej drodze. I jeżeli my tego nie zrobimy, to być może nie zrobi nikt inny.

GALA: Często spotyka się Pani z ciężko chorymi dziećmi, przychodzi do nich do szpitali. Ma Pani takie poczucie, że musi dobrze wykorzystać swoją popularność?

MAŁGORZATA FOREMNIAK: Nie muszę, chcę. Ja zawsze lubiłam pomagać. Ale robię to mądrze. Pomagam, kiedy chcę. Nie robię nigdy niczego, dlatego że muszę albo wypada. Czasem dzwoni do mnie Tomek Osuch z Fundacji Spełnionych Marzeń i mówi: „Małgosia, chciałbym, żebyś przyszła”. Potrafię odpowiedzieć; „Tomku, jestem w takim stanie wewnętrznym, że potrzebuję siły dla siebie”. I Tomek to doskonale rozumie. Jeżeli nie ma we mnie energii dla samej siebie, to nie mogę dać jej innym. Uważam, że taki altruizm jest wręcz szkodliwy. Lepiej poczekać do momentu, kiedy poczujemy się silniejsi.

GALA: Lubi Pani ciszę?

MAŁGORZATA FOREMNIAK: Pamiętam, że już jako dziecko lubiłam na kilka godzin wychodzić z psem na łąki i wsłuchiwać się w nią. Cisza zawsze była dla mnie odpowiedzią na wszystko. Teraz, kiedy byłam z moimi córkami w Norwegii, wyszłam rankiem sama na spacer. Chmury były zawieszone bardzo nisko, wokół góry jak śpiące olbrzymy, przestrzeń i mgła. Poddałam się magii chwili. I doszła do mnie Cisza. Poczułam jej dźwięk. Cisza jest niesamowitą muzyką. Jest jak mantra. W ciepłych krajach odpoczywa nasze ciało, a w takich, jak Norwegia, Islandia odpoczywa dusza. Wiem, że będę tam wracać.

GALA: Na co Pani teraz czeka?

MAŁGORZATA FOREMNIAK: Nie czekam. Jestem ciekawa, co mi życie przyniesie. Wiele się w nim wydarzyło, były tajfuny i trzęsienia ziemi. A ja nadal czuję się jak dziewczynka. I ciągle mam potrzebę podskoczyć na ulicy. Cały czas mam w sobie energię dziecka. Tak bardzo fascynuje mnie życie.

GALA: Nie czeka Pani na nowego mężczyznę?

MAŁGORZATA FOREMNIAK: On już jest, tylko jeszcze do mnie nie dotarł (śmiech).













Źródło: Gala

środa, 17 listopada 2010

Małgorzata Foremniak w Hotelu 52!

W Hotelu 52 melduje się Zuzanna z córką Asią i psem.
Zuzanna ma spotkać się z jasnowidzem, który obiecał, że odnajdzie jej zaginionego syna... Z kolei jej córka Joasia, marzy aby zapomnieć o rodzinnej tragedii i spędzić z mamą  miłe chwile w luksusowym hotelu w Warszawie. Czy zaginiony chłopiec się odnajdzie? A jeśli nie, to czy Zuzanna  pogodzi się ze strata i skoncentruje się na córce?
Dowiecie się już  w 21 odcinku Hotelu 52 !




 Źródło: http://www.hotel52.polsat.pl