czwartek, 4 lutego 2010

Moja dojrzałość moja kobiecość


Wydaje się, że reklamowe hasło Sorai: „Jak pięknie dziś wyglądasz” zostało wymyślone specjalnie dla Małgosi Foremniak. Czas się dla niej zatrzymał. Wygląda jak nastolatka, myśli jak mądra dojrzała kobieta, a cieszy się każdym dniem jak dzieciak.

Wolałabyś, żeby mężczyzna powiedział: „Jesteś wspaniałą aktorką” czy „Jesteś wspaniałą kobietą”?

Oczywiście, że wspaniałą kobietą. Aktorka to zawód. Dobrze jest być świetną aktorką, ale nawet jeśli ten mężczyzna byłby reżyserem, wolałabym, żeby najpierw zobaczył we mnie wspaniałą kobietę, dopiero potem aktorkę.

Uroda – co dla ciebie znaczy? Bardziej pomaga w życiu czy przeszkadza?

To zależy (śmiech). Kiedy mam do załatwienia jakąś sprawę, chcę coś zdobyć, a wokół większość stanowią mężczyźni, wtedy zdecydowanie pomaga.

A przeszkadza, gdy tę większość stanowią kobiety?

Tak (śmiech). Czasem uroda jest też powodem wrzucenia aktorki do szufladki. Poza tym blondynka od razu kojarzy się z delikatnością, eterycznością i czasem głupotą (śmiech).

Jak udaje ci się oszukać czas?

Ależ ja nie oszukuję czasu! Nie próbuję udowadniać, że jestem młodsza, niż wskazuje na to metryka. Mam 42 lata i bardzo mi się to podoba. Dla kobiety to dobry czas.

Nie boisz się starości? Tego, że uroda przeminie, pojawią się zmarszczki…

Już mam zmarszczki. I wiem, że moje ciało nigdy już nie będzie takie jak u 25-latki. Ale nie jest to dla mnie powód do zmartwień. Myślę, że kobieta powinna umieć z godnością przyjmować upływający czas. Nie należy tego zbyt mocno przeżywać, bo prędzej czy później znajdziemy się w klatce, z której nie ma wyjścia. Oczywiście trzeba o siebie dbać, ale nie gonić rozpaczliwie za przemijającą młodością. Uwielbiam patrzeć na kobiety, które nie przejmują się upływającym czasem. Są świadome siebie, mądre, a zmarszczki dodają im tylko uroku. Beata Tyszkiewicz jest piękna, choć nie zajmuje się polepszaniem swojej urody. I cóż z tego, że ma zmarszczki? Dla mnie jest królową. Ma to, co najważniejsze – piękno wewnętrzne. A piękno nie ma wieku.

Ale twoich zmarszczek nie widać. Czy nie uważasz, że to niesprawiedliwe? Wciąż wyglądasz jak nastolatka.

Jestem kobietą dojrzałą, z wieloma doświadczeniami, ale mam w sobie radość życia i takie patrzenie na świat, jakbym widziała wiele rzeczy po raz pierwszy. I bardzo się z tego cieszę.

Jak zachować to dziecko w sobie? Mimo wszystko?

Lekcje, jakie daje mi życie, wnioski, które wyciągam z porażek, to moja dojrzałość, moja kobiecość. Ale lubię się wygłupiać, żartować. Mając bagaż doświadczeń, można być spontaniczną, cieszyć się z każdej rzeczy, która mnie spotyka, dziękować losowi za każdą drobną radość. Za wszystko, co się przydarza, za to, że się w ogóle przydarza.

Nawet jeśli spotyka nas coś złego?

To też może być prezent od losu. Może to zabrzmi paradoksalnie, ale złe doświadczenia nie są po to, by nas zniszczyć, tylko po to, żeby nam było lepiej. Dlatego, że kiedy je już przeżyjemy, następnym razem albo będziemy ponad to, albo będziemy to omijać, ale zawsze już będzie inaczej. Poza tym czasem musimy doświadczyć zła, by bardziej docenić dobro.

Kobiety zwykle martwią się przyszłością, do której wciąż biegną, i przeszłością, od której uciekają. Ty nie zawracasz tym sobie głowy, żyjesz dniem dzisiejszym.

Bo przeszłości już nie ma. A przyszłość zawsze jest niewiadomą. Mamy tylko tę chwilę i powinniśmy zrobić wszystko, by była piękna.

Można się tego nauczyć?

Nie jest to łatwe. Rano, gdy wstaję, zadaję sobie pytanie: co jest dla mnie w życiu ważne? I tylko na tym się skupiam. Trzeba tę chwilę celebrować, czuć, dostrzegać szczegóły, bo potem to właśnie te szczegóły pamiętamy. To one znaczą.

Ale jak to zrobić?

Gdy jem ciastko, cieszę się, że jest słodkie, kolorowe, pachnące, a nie martwię się, że utyję. Potrafię cieszyć się chwilą, nawet jeśli całkiem niedawno spotkało mnie coś przykrego.

Chcesz powiedzieć, że tracimy dystans w nieustannym narzekaniu na ciężki los?

Kiedy kończysz dzień, zrób sobie taki rachunek. Napisz, co było złe, a co dobre. Może się okazać, że wszystko było dobre. Nie wierzysz? Ktoś mnie obraził, ale dzięki temu dowiedziałam się, co o mnie myśli albo że już nie chcę więcej z nim rozmawiać. Zawsze, nawet w najgorszej rzeczy, znajdzie się ta druga, dobra strona medalu. Dlatego każdego wieczoru robię sobie taki rachunek sumienia w specjalnym zeszycie. Mam już przyjemność, kiedy tylko otwieram ten zeszyt, bo jest z czerpanego papieru, piękny w dotyku. Długopisem w kropki, który dostałam od swoich dzieci, wypisuję wszystko, co mnie dziś spotkało. I okazuje się, że tyle dobrych rzeczy mi się przydarzyło.

Jak dbasz o urodę?

Przede wszystkim dbam o nią od wewnątrz. Wstaję rano i zanim umyję zęby, żuję olej. Najbardziej lubię z pestek winogronowych, bo jest najsmaczniejszy. Żucie oleju usuwa z organizmu toksyny. Chodzę więc po mieszkaniu, nastawiam wodę na kawę, przygotowuję śniadanie i żuję olej. Potem ćwiczę, nie tylko po to, żeby mieć ładne kształty, ale dlatego, że taka godzinna gimnastyka daje mi siłę i energię na cały dzień. Dopiero potem jem śniadanie.

Co zwykle masz na talerzu?

Mnóstwo! Kasza jaglana, ciemny ryż to podstawa, oczywiście z różnymi dodatkami. Czasem jeszcze jakiś ser, jajka sadzone, kawałek ryby. I po dwóch godzinach znów jestem głodna. Jem dość dużo i często, i właściwie wszystko. Unikam tylko konserwantów, choć to jest coraz trudniejsze. Bo nawet wiejski chleb jest nafaszerowany chemią. Staram się też nie łączyć węglowodanów z białkiem. Dlatego mogę jeść do woli, mój organizm szybko to spala.

Stosowałaś jakieś diety?

Moim zdaniem dieta jest największą głupotą świata. Jak można z tych wspaniałych, przepysznych bożych darów rezygnować i żyć na liściu sałaty! Czasem przeprowadzam głodówki, żeby oczyścić organizm. Przez kilka dni nic wtedy nie jem, tylko piję. Albo robię monodiety – jem ryż albo warzywa.

Masz jakieś ulubione urodowe rytuały?

Przynajmniej raz w tygodniu robię sobie peeling całego ciała solą z olejem. Może to być olejek kokosowy i zwykła sól kuchenna. Do kąpieli zawsze dodaję sól morską, żeby nakarmić skórę mikroelementami. Codziennie szoruję ciało sznurkową szczotą. I na koniec zawsze płuczę się zimną wodą.

Brr…

Robię to od lat. Początki były trudne, krzyczałam na cały dom, dzieci myślały, że coś ze mną nie tak. Ale dziś nie wyobrażam sobie, żebym kąpieli nie zakończyła zimnym prysznicem. Zimna woda poprawia krążenie, budzi ciało do życia, daje mi „kopa” na cały dzień. No i hartuję się. Kolejnym rytuałem jest masaż twarzy. Zawsze wieczorem masuję twarz olejkiem i dopiero potem nakładam krem, który najlepiej działa na przygotowanej twarzy.

Zostałaś twarzą Sorai. Co cię przekonało do tej marki?

Na te kosmetyki zwróciłam uwagę, zanim zostałam ich twarzą. Czasem dostawałam od różnych firm produkty i testowałam. Boję się „bogatych” kremów, które uzależniają. Bo póki ich używamy, wyglądamy pięknie. Ale gdy przestajemy, skóra natychmiast to odczuwa. Ja potrzebuję kosmetyków, które dopełniają potrzeby skóry, stymulują ją, a nie rozleniwiają.

Czym różni się sceniczny make-up od zwykłego i sylikonowa baza pod makijaż od zwykłej bazy?

Sceniczny make-up jest genialny. Rozprowadza się idealnie, skóra jest odżywiona, światło się lekko odbija i nie masz wrażenia maski. Kryje zmęczenie, przebarwienia, długo się trzyma i nawet wieczorem wygląda świeżo. Podobnie jak sylikonowa baza pod makijaż. Dla mnie hitem są też głęboko nawilżająco-dotleniające maseczki koralowe. Gdy potrzebujesz po nieprzespanej nocy pięknie wyglądać, ta maseczka potrafi zdziałać cuda. Nakładasz rano taką maskę, jesz śniadanie, zmywasz maskę, nakładasz make-up i jesteś jak nowo narodzona.

Jakie kosmetyki zawsze masz w torebce?

Korektor, puder i błyszczyk.

Skupiam się na twojej urodzie, ale ty masz przepiękne wnętrze.

Wszyscy składamy się z uczuć i emocji. To, jacy jesteśmy, zależy od naszych myśli i od wyborów, jakich dokonujemy w życiu. Kocham życie, lubię się nim karmić. Ale z życiem jest jak z obiadem. Żeby się nim nakarmić, najpierw trzeba je sobie „ugotować”. Więc staram się gotować tak, by było smacznie.

Jesz powoli, delektując się każdym kęsem czy pochłaniasz to życie łapczywie?

Gdy jem bardzo szybko i łapczywie, zazwyczaj mam „czkawkę”.

Ale tak właśnie ostatnio wygląda nasze życie – nieustanna gonitwa.

Cóż, sami sobie taki los gotujemy. Ale mam nadzieję, że w końcu świat zwolni. Ludzie kiedyś będą mieli dość tego powierzchownego, nieprawdziwego życia. Bo ono nic nie daje. Ucieczka w różnego rodzaju pozory prowadzi donikąd. Ludzie poszukują miłości, a tworzą samotność.

Więc jak żyć?

Nie dawać światu tego, czego by się samemu nie chciało dostać.

Co jest dla ciebie najważniejsze?

Miłość.

Dokonując wyboru, kierujesz się sercem czy czasami dopuszczasz rozsądek do głosu?

Zawsze sercem. Bo tylko wtedy jestem pełna w środku. Kiedy kieruję się rozsądkiem, zapominając o sercu, zwykle stwarzam pustkę. Nie ma nic gorszego, jak żyć z pustką w środku.

A jeśli serce jest złym doradcą?

Serce to nasza intuicja, nasz wewnętrzny głos i warto go słuchać.

By osiągnąć harmonię?

Światem rządzą duch i materia. Gdy wybieramy materię, wtedy choruje nasza dusza. Jeżeli za bardzo idziemy w duchowość, to nie przeżywamy życia. Trzeba żyć „w poziomie” i „w pionie”. Czerpać z życia jak najwięcej, doświadczać go, ale nie zapominać o naszej duchowości. Jesteśmy duszami ubranymi w ciało. Ciało ma formę, a dusza ma piękno. Trzeba odnaleźć w tym równowagę, by się nie zagubić.

Zgubiłaś się kiedyś w życiu?

Wielokrotnie. Ale gdybym nie błądziła, dziś nie byłabym tą, którą jestem. Gdy się ciągle idzie po płaskiej, równej, gładkiej drodze, człowiek się nie rozwija.

Dużo dajesz z siebie innym. Jesteś ambasadorem UNICEF-u, byłaś dawcą szpiku kostnego, adoptowałaś dwoje dzieci – dlaczego to wszystko robisz?

Bo to mi przynosi los i pyta mnie: „Idziesz w to, Foremniak, czy nie?” A ja myślę, włączam serce – mój barometr, i zazwyczaj odpowiadam: „Tak, wchodzę w to”.

Leszek Kołakowski powiedział, że w życiu nie należy szukać sensu. A jak ktoś go szuka, sam jest sobie winien. Też tak uważasz?

Zgadzam się. Warto stawiać cele, ale niech one będą dalekie. Bo sama podróż jest sensem życia, a nie jej kres. Życie jest podróżą. Jest jedną wielką zmianą. Nie ma w nim nic stałego. Stała jest tylko zmiana. Gdy to sobie uświadomisz, przyjmiesz to życie z całym bagażem, jaki niesie.

I wtedy nie bolą porażki?

Zarówno sukces, jak i porażka to złudzenie.

Więc co jest prawdą?

Świadomość. Wszystko się zmieni w pył, zostanie tylko świadomość. Świadomość to jest prawdziwe życie. Krok po korku.

Po co wchodziłaś na Kilimandżaro, najwyższy szczyt w Afryce?

Bo to było moje marzenie. Spełniło się. I dostałam jeszcze siłę.

Ale przecież nie omijają cię przykrości. Co wtedy robisz?

Idę do parku. Chińczycy mówią, że jak masz problem, musisz go rozchodzić. I dużo jest w tym prawdy. Żyjemy w strasznym chaosie i hałasie. Hałasie naszych myśli i cudzych myśli. To wszystko nas atakuje. Dlatego trzeba pójść w miejsce, w którym jest harmonia, spokój, cisza. Wypełnić się tym i spojrzeć na problem jeszcze raz, z innej strony.

Za co siebie lubisz?

Za spontaniczność i za jasność, którą mam w sobie. Za to, że potrafię z największej kotłowaniny i plątaniny wydobyć jedną pozytywną rzecz, taką nitkę, po której zaczynam się na nowo wspinać.

Masz jakieś kompleksy?

O! Całą walizkę. Na pewno jestem za mało cierpliwa. Czasem chciałabym pewne rzeczy za szybko naprawić. W dodatku ciągle się spóźniam. W domu nazwano mnie nawet sójką. Mogłabym też mieć większe piersi, mocniejsze i dłuższe włosy (śmiech). Chyba już tak jest, że zawsze pragniemy tego, czego nie mamy. A sztuka polega na tym, żeby kochać siebie ze wszystkimi zaletami i wadami. Żeby stanąć przed sobą samą i powiedzieć: „Jestem taka, jaka jestem. I jest fajnie!”.

Lubisz być kobietą?

Uwielbiam. Bo kobieta to przepiękny stwór. Ma mądrość, delikatność, zmysłowość i drapieżność. Jako całość jest… dziełem sztuki.

Co dodaje kobiecie urody?

Pewność siebie, poczucie własnej wartości, akceptacja. To promieniuje.

A miłość? Mówi się, że to ona jest najlepszym kosmetykiem kobiety?

Och, tak. Chcemy być kochane i chcemy tę miłość dawać. Kobieta bardzo potrzebuje miłości. Dla niej jest ona podstawowym pokarmem. Dodaje blasku, energii, seksapilu. Ale najpierw musimy pokochać same siebie. Bo co z tego, że chcemy dać innym miłość, jak nie kochamy siebie?

Jesteś szczęśliwa?

Czasem tak, a czasem nie, jak to w życiu.

Źródło: Skarb nr 9/2009

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz